
Kochać to wierzyć. Absolutnie. Do granic wstydu. Ufać. Rozumieć. Rozumować. Zakochiwać się, nie jest tym samym. Kochanie się korzy, zakochiwanie pyszni. Kochanie powie każdą prawdę, drżąco. Skłamie tylko, że kłamie, patrząc w oczy, dusząc się w winie. Zakochanie skłamie bez mrugnięcia. W umizgach, oczekiwaniu kochania, które już nie nadejdzie. Kochać to prostota, zakochiwać to jej odwrotność.
Gdybym mógł powiedzieć kocham. Nie wstydząc się. Pomimo wszystko. Nie wiem dlaczego kocham, wyznać. Nie znając przyczyny, poza tym, że dobrze mi jest, gdy jesteś obok, lub bym tego chciał. Nie jestem pewny siebie, tylko przypuszczam. Że słysząc kochany głos, obawiam się wtrącić, przerwać kochanie. Czytając, co piszesz, kochać czytanie. Widząc, kochać widok. Chociaż na chwilę, rozwiniętą na bezkoniec.
Gdzie jesteś i co robisz moje kocham. Dobrze ci jest w moim kochaniu, ze mną, beze mnie? Dobrze ci w kochaniu, bezzakochaniu? Pytam, bo nie znam odpowiedzi, której się nie spodziewam. Nie chcę jej znać. To tylko moje kocham. Nie zakochiwane.