Kategorie
Bez kategorycznie Mam to w dupie

Po urodzinach

Po urodzinach. Okrągłych, za bardzo. Przewidywalnie spędziłem je sam. Nie samotnie. Słyszałem, że inteligentni ludzie nie tylko się nie nudzą w samotności, ale dobrze się bawią we własnym towarzystwie. Z tą zabawą to może przesada, a z towarzystwem, obawiam się posądzenia o wielokrotność jaźni. Tego dobry Bóg mi oszczędził.

Dzień urodzin spędziłem częściowo w pracy. Barwnie i produktywnie, sprzątając burdel. Nie zapuszczony dom, ale publiczny. Prywatny, stręczycielski, gdyby to ująć dokładniej. Osiem pokoi z dużymi łożami i rolkami papieru. Kolejne dwa, to poddasze z pejczami, dybami, kajdankami i piwnica z wielkim jacuzzi. Kilka łazienek, sauna, kuchnia z szafkami wypełnionymi po brzegi najlepszych marek napitkami, salon, wielki ogród, dodatkowy domek na jego końcu, taki pierdolnik. Brytyjczyk, dobrze wykształcony, sądząc po akcencie, a po podsłuchanej rozmowie, również nauczyciel, który sprawdzał poziom czystości, bo klienci, jak powiedział i jego polska żona, burdel mama, która przywitała mnie nago, gdy wszedłem przypadkowo do jej sypialni. Uśmiechałem się przemiło, używając gumowych rękawiczek. Wyszedłem tak szybko jak się dało.

Wracając do domu kupiłem zestaw sushi. Był prze paskudnie urodzinowy. Ohydztwo zalałem sosem sojowym, wymieszanym z wasbi, w proporcjach zabijających smak. To nie to, pomyślałem, dojadając to coś. Wziąłem prysznic, nasmarowałem się kosmetykami, opryskałem perfumami, ubrałem się porządnie, zabrałem książkę i poszedłem do pobliskiej włoskiej restauracji, w której raz już byłem. Nic oszałamiającego w menu i zamknięta sala dla palących. Kurwa. I tyle ludzi. Z braku wyboru zamówiłem pizzę. Doprawiłem oszukaną, włoską szynkę, równie udawany parmezan polałem jakby oliwą i zabrałem się do czytania, wcześniej odcinając się od tłumu słuchawkami, w których zagrał mi prawdziwy Wagner. Nie jestem rasistą, ale nie mogę wciąż słuchać wschodnio słowiańskich języków, wszechobecnych w Krakowie i przestałem znosić korporacyjne gadki, korporacyjnych nasiadówek. Po trzecim piwie czytanie stało się niemożliwe, mimo że akcja toczyła się wartko. Poprosiłem jeszcze o ciastko, zaskakująco smaczne, karton na ledwie ruszony zakalec, na włoską modę i rachunek. Zapłaciłem, zostawiłem napiwek. Wychodząc pożyczyłem sobie wszystkiego najlepszego, ciesząc się, że w sumie nie było tak źle.

Idąc ulicą usłyszałem przepraszam i poczułem czyjś dotyk na ramieniu. Obejrzałem się. Stała przede mną śliczna kelnerka, z lekko azjatyckimi rysami twarzy, która obsługiwała mnie w restauracji. Zapomniałem czegoś? Nie, pan… ty, miałeś dzisiaj urodziny? Popatrzyłem zdziwiony? Zostawiłeś telefon na stole, kiedy paliłeś i tam były życzenia na Facebooku. Czemu byłeś sam? Tak się złożyło. Dobranoc. Poczekaj, ja cię pamiętam, miałeś kolczyki na twarzy, jak ja, rozmawialiśmy o tym, czekałam, że może znowu przyjdziesz. Twoja przyjaciółka mówiła, że nie masz nikogo. Masz? Nie mam od dawna. Ja też. Poczekaj. Nie chcę. Poczekaj. Wyszła po kilku minutach. Z butelką wina. Upiliśmy się w zimnie, idąc za rękę, szukając, sam nie wiem czego? Opowiadając. Za dużo. Zresztą. Ale tym razem mam wszystko w dupie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s