
Kiedy będziesz już miała tyle lat co ja, zobaczysz wszystko inaczej. W proporcjach bardziej właściwych. Nie całkiem prawdziwych, bo nie ma ani prawdy, ani proporcji, moja Miłość, którą zawsze będziesz.
Radość rozpiera mi ramiona, którymi nigdy już Cię nie obejmę. Za Ciebie, za brak, za chwile, gdy jeszcze byłaś. Za to czego nie zrobiłaś, czego nie zrobiłem ja. Co moglibyśmy razem, a zrobisz to za nas, moja Miła.
Krew z ciała. Zawiśnięty, rozum pozbawiony zmysłów. Poruszanie się lalką w pozorze ruchu. Mowa, bez kłamstw. Wybory, nie zawsze właściwe. W oporze do konsekwencji, moja Miłości. Dla Ciebie.
Twoja miłość kwitnąca wśród dalekich traw, moja zaschła w glinie, jeszcze dalej. Nie zrozumiemy się. Nie moja jesteś, ja nie jestem twój. Nie jesteś czyjaś i ja nie jestem. Poza momentem, gdy byliśmy wspólni. Dawnym. Moja. Ty.
Nie pierwszy raz tak się stało. Nie byliśmy pierwsi, w odkryciu, że zamknęłaś serce dla mnie w słowach, nie chcę cię, ja zamykam także w trzech, nie mogłem chcieć. Pozostaje nadzieja, że kiedyś powiesz, nie było aż tak źle.