
Gdziekolwiek,
Poza granicami drzew samotnych,
Wysokiego lasu,
Skargi słychać, połamanych kołem czasu.
Krzaczaste brwi bielone wapnem konania,
Niewielką nadzieją losu poznania.
Tam kryształ i ożywa skała.
.
A szubienica pod krwi wodospadem rośnie,
Pion i poziom krzyża,
Jedna belka skośnie,
U stóp kwiat zwiędły i świątynne mury,
Król w czerni zbiera ponad sobą chmury.
.
Metal, on tak łatwo głowy ścina.
Samotny, nazwisko, masz jakieś życzenia?
Nie! Krzyk pośród nocnych wojaży playboyów,
Zapach ciężkich perfum,
Porzuconych strojów.
.
Koniec farsy po tej stronie nieba.
Koniec i umierać trzeba.
Przed zaśnięciem, przy dźwięcznych organach,
Zatańcz ostatniego, śmiertelnego kankana.