Nie jest wcale łatwo. Szczególnie, gdy zachowało się chociaż resztkę miłości własnej i szacunku do samego siebie. Nikt nas nie zmusza do kochania, zakochiwania, pokochania także nie. To przychodzi samo, nawet gdy się przed tym bronimy, jesteśmy ostrożni i unikamy. Bywają miłości, które nie powinny się pojawić, miłości skomplikowane, przed którymi nie potrafimy uciec, które rozwijają się bez naszej woli. Są też i takie, które nie pozwalają nam bez niej się obejść, obezwładniają, odbierają rozsądek. I są miłości nie rozpoznane w pełni na czas, ukrywające się w naszej świadomości, aby z niej wyjść, gdy powiemy im nie, albo tracimy kogoś na zawsze.
Kochać można różnie, platonicznie, bez wzajemności lub wzajemnie, ale nie mocno lub słabiej. Mówiąc o miłości musimy tylko pamiętać. Nie ma w niej miejsca na egoizm, kłamstwo i obłudę. Inaczej nie jest to miłość. Jeżeli jest, stajemy przed siłą, która może zostać przyjacielem lub wrogiem, wybór należy do nas. Nasze życie się zmieni i może zmienić się życie innych.
Miłość, jak wielu twierdzi, jest najwspanialszym uczuciem. Niczego nie można z nią porównać. Ale jak ją rozpoznać? Po szybszym biciu serca? Po nieznanej dotąd, nieodpartej potrzebie przebywania z osobą kochaną? Zazdrości, która pojawia się znikąd i zatruwa myśli? Szczerości, albo próbie ukrycia niedostatków? Przywiązaniu, tęsknocie? Poczuciu szczęścia, dzieleniu się nim, oddaniem? A może po tym, że się ją po prostu czuje.
Co z miłością, której nie powinno być? Której nie wolno pozwolić na istnienie? Czy w ogóle jest taka? A jeżeli tak, to jak się jej skutecznie pozbyć? Miłość nie poddaje się bez walki, nawet gdy odpowiedzialnie nie chcemy jej przyjąć. Mając rodzinę, dzieci, stabilne życie, niespłaconą pożyczkę, ostatnim uczuciem, które jest nam potrzebne to miłość, nie do swojego partnera. Dramat. Wcale nie jest łatwiej, gdy nie mamy dzieci lub jesteśmy samotni i wiemy, że kochamy kogoś z kim nie dane nam będzie miłości dzielić, albo pozostanie nie odwzajemniona, nawet gdy zauważona. Kogoś pozycja, wykształcenie, różnica wieku jest na tyle duża, że ujawnienie miłości wywoła burzę, której chcemy uniknąć. Prawdziwa miłość z dziecinną prostotą podpowie, że tak naprawdę nie kochamy swojej żony, męża, dziewczyny, narzeczonego. Że ktoś dla nas nie zrezygnuje ze swojego związku, że nie jesteśmy dla kogoś atrakcyjni, że jesteśmy tchórzliwi i bardziej dbamy o wizerunek niż szczęście własne i czyjeś. Czujemy się podle, nie ważne ile mamy lat, czy jesteśmy doświadczeni, inteligentni, uczciwi, prawi, czy nie i wiemy, że za wszelką cenę, tak naprawdę pragniemy tej miłości.
Trudno się przyznać, ale byłem w podobnych sytuacjach i udało mi się uczucie to zabić. Byłem pewien, że działam racjonalnie, nawet za szkodliwą namową. Podejmowałem decyzje, nie słuchając serca, z obawy i źle pojętego rozsądku, ale nie zdołałem zepchnąć tego w niepamięć. Wystarczy zapach, smak, miejsce, podobny głos, zdanie, sylwetka, cokolwiek. Tych miłości było kilka, pamiętam je dobrze, jednej jednak nie zdołam sobie podarować i żałuję jej do dzisiaj, mimo że nie była łatwa.
Jak tego dokonałem? Manipulacją i kłamstwem. Miałem dobrego nauczyciela, matkę. Nie umiejąc zrezygnować z miłości sprawiłem, że ktoś zrobił to za mnie. Z premedytacją budowałem bariery nie do pokonania, obrzydzałem się w czyich oczach, zawodziłem zaufanie, poniżałem się i wywoływałem wrażenie bycia niebezpiecznym. Przekraczałem granicę, za którą nie było już powrotu. Zadałem ból, którego nikt nie wybaczył. Aby pozbyć się własnego, wyszukałem każdą wadę w ukochanej osobie i okoliczności, które usprawiedliwiały moje czyny. Resztę pozostawiłem czasowi.
Nie jestem z siebie dumny. Raczej odczuwam wstyd, że byłem do tego zdolny. Miałem to robić z odpowiedzialności za siebie i innych. Błąd. Robiłem to ze strachu przed miłością i życiem, na którego wyzwania nie byłem gotowy. Spotkałem kogoś, komu to uczyniłem. Długo rozmawialiśmy. Zorientowała się, że to była gra, kiedy opadły emocje rozstania. Zapytała czy żałuję? Tak, odpowiedziałem. To dobrze odparła, inaczej straciłabym czas na dupka, a tak, straciłam tylko na kretyna.